środa, 15 kwietnia 2015

01. "Perfekcyjnie nieperfekcyjny"




Minęły dwa tygodnie od tego przeklętego dnia. Już nie płaczę, ale czy spowodowane jest to brakiem łez czy zwykłą obojętnością i żywioną nienawiścią do Justina? Tego nie wiem. Przez mijający czas zaczęłam czuć wstręt do jego osoby. Widząc nieodebrane połączenia i nieprzeczytane esemesy mam ochotę rozwalić telefon o ścianę. Nienawidzę go. Nienawidzę go tak bardzo... Jednak jakaś cząstka mnie nadal go kocha. Ta głupia cząstka, wciąż ma nadzieję, że to tylko jakiś głupi żart. Że wszystko będzie dobrze, obudzę się z tego koszmarnego snu i będę wtulona w Justina tak jak zawsze. On będzie głaskał mnie po włosach, tym samym uspokajając mnie. I nie zaśnie kiedy ja pierwsza tego nie zrobię.

Czemu to wszystko, aż tak się skomplikowało. Miałam wszystko i przez jedną rzecz, wszystko straciłam.
To takie zabawne, że jednego dnia myślisz, że masz przy sobie cały świat, ale jutro jest zagadką i tak naprawdę nie wiesz, co się wydarzy. Nagle pojawia się wielkie rozczarowanie. Całe twoje plany idą w zapomnienie.  Dane obietnice tracą wartość. Słowa, które zostały wcześniej wypowiedziane wydają ci się być całkowitym kłamstwem. Wszystko traci swoją barwę. Nic nie wydaję się być takie same. A to tylko dlatego, że zostajesz tak bardzo zranionym. Czujesz wtedy wewnętrzną pustkę. To tak jakby ktoś wyrwał ci serce rzucił je o ziemię depcząc i oddał w malutkich kawałeczkach, których tak naprawdę sama nie możesz złożyć w całość. To tak jakby nie pasowały do siebie, a to tylko dlatego, że niektóre jego części zostały przy tamtej osobie. Uśmiech na twarzy jest zamieniony na grymas. Po policzkach wciąż spływają łzy. Czujesz się brzydka, niechciana i wykorzystana. A jedyną osobą, która może pomóc ci poczuć się lepiej, jest ta, która tak cię zraniła.


- Obiecuję, że będę strzegł naszego związku i ciebie. Obiecuję ci miłość i wierność, w dobrych chwilach i złych, bez względu na to, dokąd nas los zawiedzie. Że będę cię chronił, szanował i obdarzał zaufaniem. Będę cię zawsze rozśmieszał, kiedy będziesz smutna. Dbał o ciebie jak o skarb. Będę cię zawsze bronił, żebyś przy mnie czuła się bezpieczna. Twoja walka stanie się moją.  Kocham cię Hope, nic tego nie zmieni. - patrzyłam na niego ze łzami w oczach. Te słowa sprawiły, że poczułam się tak wyjątkowa i kochana. To było coś czego nie spodziewałam się usłyszeć, od takiej osoby, jaką jest Justin. To jak szczerze słowa opuściły jego usta, sprawiły że w to wierzyłam i wiedziałam, że tak będzie. 

- Jesteś taki słodki - zapiszczałam i chwyciłam go za policzki.

- Jestem perfekcyjny, kotku.

-Perfekcyjnie nieperfekcyjny - zaśmiałam się, po chwili on zrobił to samo. To była prawda był tak cholernie nieperfekcyjny, był popsuty, jednak miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągało. Wystarczyło, że był przy mnie i czułam się tak dobrze, jego uśmiech, jego sposób bycia i okazywanie uczuć. To czyniło go perfekcyjnym. Perfekcyjnym dla mnie. - Najważniejsze, że jesteś mój - wyszeptałam i złożyłam na jego ustach pocałunek. To był nasz czas. Początek czegoś wspaniałego. Coś co przeżywa się raz. Prawdziwa miłość. 


Telefon, który leżał na szafce nocnej zaczął wibrować, na skutek czego zostałam obudzona. Nadal nie otwierając oczu próbowałam znaleźć go dłonią, co po chwili mi się udało. Wysyczałam przekleństwa pod nosem i przejechałam palcem po ekranie odbierając.
- Słucham - ziewnęłam w słuchawkę.
- Jak się czujesz? - od razu rozpoznałam głos swojej przyjaciółki.
- A jak mam się czuć, Brooke? - zapytałam w sumie nie oczekując odpowiedzi, była zbyt prosta. To jasne, że nie jest dobrze, że nie śmieję się jak zawsze. Nie miałam ochoty na nic, nawet na życie.
- Zasługujesz na dużo więcej Hope - mruknęłam do słuchawki niezadowolona z tego, co powiedziała - na kogoś, kto będzie Cię kochał w każdej sekundzie Twojego życia, kto będzie myślał o Tobie nieustannie, zastanawiając się, co w tej chwili robisz, gdzie jesteś, z kim jesteś i czy czujesz się dobrze.
- Brooke proszę... - przełknęłam gulę, która utworzyła się w moim gardle.
- Zasługujesz na życie z kimś, kto sprawi, że poczujesz się szczęśliwa, tak szczęśliwa, że wyrosną Ci skrzydła. - Podniosłam, się do pozycji siedzącej. Byłam co raz bardziej zła. Irytowało mnie to co do mnie mówiła. Jest moją przyjaciółką i mnie nie rozumie, do cholery.
- Przestań! - krzyknęłam do słuchawki - Czy ty nie rozumiesz, że tak właśnie było z Justinem. Co jest z tobą nie tak? Przy nim tylko czułam się tak dobrze, czułam się piękna, kochana, stworzona specjalnie dla niego. To on wywierał na mojej twarzy uśmiech, nawet wtedy kiedy po twarzy spływały mi gorzkie łzy. To on zawsze ze mną był. On był moim życiem. Nic tego nie zmieni Brooke, a to dlatego, że - przerwałam nie wiedząc czy powinnam dokończyć.
- Dlatego że? - zapytała wyciągając ze mnie całą prawdę, którą dusiłam w sobie.
- Dlatego, że wciąż go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego obok. Wybaczyłabym mu! Wybaczyła, gdyby pojawił się teraz w moich drzwiach. Wybaczyła bez zastanowienia - wydusiłam z siebie załamującym się głosem. Niezgrabnie wytarłam dłonią twarz, po której spłynęła jedna samotna łza. Odpowiedzi nie usłyszałam. Został tylko dźwięk rozłączenia w słuchawce dudniący w mojej głowie.

Nie rozumiałam jej zachowania. Od pewnego czasu stała się inna. Nie rozumiała mnie, nie starała się wysłuchać ani pomóc. To już nie była przyjaźń. Coś w niej pękło. Stała się chłodna, nie dało się z nią normalnie porozmawiać, bo albo kończyło się to kłótnią, albo rozłączeniem jak przed chwilą.
To ona poznała mnie z Justinem, więc powinna wiedzieć, jak to wszystko między nami wyglądało. Chociaż powinna to złe słowo, ona to wiedziała. Mówiłam jej wszystko. Od najgłupszych rzeczy po te tak ważne i w sumie prywatne.
Czasami myślę, że to wszystko było ustawione. Tak jakby ktoś chciał zabawić się moim kosztem. Jakby to było jego celem, a moje krzywdy były dla niego frajdą. Czuję się jak pionek w kogoś grze. Tak jakby ta osoba, ustalała całe moje życie.


- Hope - przeciągnęła moje imię - no chodź ze mną. Będzie fajnie.

- Co fajnego może być w wyścigach? Oświeć mnie - odparłam znudzona. Naprawdę nie chciało mi się iść na nielegalne wyścigi. I to tylko po to, aby pooglądać jakiś chłopaków, którzy jeżdżą tak szybko tymi autami, jakby im życie nie było miłe. To jest niebezpieczne, a ja sama nie chce zostać świadkiem wypadku. Nie chcę widzieć żadnej krwi, rozbijającego się auta, a co najgorsze nie chce zostać złapana przez policję.

- Najlepszym i najtrafniejszym powodem są przystojni chłopcy - odpowiedziała dziwnie rozmarzona. Zaśmiałam się z jej odpowiedzi, bo nic innego mi nie zostało. 

- Niech będzie - udałam ziewnięcie i wstałam, żeby się ubrać.

- Mówiłam ci, że mi się tu nie spodoba - nudziłam się. To całe towarzystwo nie pasowało do mnie. Skąpo ubrane dziewczyny, wcale nie wyglądały dobrze, a pewnie tak myślały. Głęboka czerwień na ich ustach rozśmieszała mnie. Nie wyglądało to fajnie, kiedy wilgoć tu panująca rozmazała to po ich twarzach. 

- Z czego się śmiejesz? - zapytała Brooke spoglądając w tym samym kierunku co ja.

- Z niej - przeskanowałam wzrokiem całe jej ciało. Moja bielizna zakrywała więcej, niż tak zwane jej ubranie. Sposób w jaki żuła nawet tą głupią gumę od razu informował mnie, że nie mamy na pewno ze sobą nic wspólnego. Dziwiło mnie zainteresowanie jej osobą. Wokół niej stali chłopcy, śmiejąc się pewnie z jej kiepskich żartów. 

- Idziemy - pociągnęła mnie za rękę w tamtym kierunku. Będąc bliżej tej dziewczyny roześmiałam się głośniej. Nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło. Nigdy się tak nie zachowywałam. Mała grzeczna Hope, która zawsze była z tyłu i zgadzała się ze wszystkimi. Poczułam szarpnięcie za ramię, przez co lekko się zachwiałam. 

- Możesz mi powiedzieć z czego się śmiejesz? - zapytała ta sama dziewczyna, którą przed chwilą mijałam.

- Z chęcią - odpowiedziałam podchodząc bliżej. 

- Więc? 
- Z twojej żałosnej osoby. - odparłam z głupim uśmiechem. - Nie wiem czy masz tylko to do zaoferowania - wskazałam palcem na jej roznegliżowane ciało - ale to jest naprawdę tanie. 

- Czy ty nazwałaś mnie tanią? 

- Myślę, że tak - wokół nas zaczęła zbierać się co raz większa grupka osób. Blondynka złapała mnie za ramiona odpychając mnie do tyłu. - Naprawdę? - zapytałam bardziej się śmiejąc. - Zachowaj trochę klasy i godności. Jesteś kobietą, a one powinny trzymać fason. Niestety tutaj nie wyszło. - Odwróciłam się na pięcie i odeszłam od tej scenki. Czemu uważałam to za śmieszne? Sama nie wiem. Ale czułam się w tej sytuacji jakoś tak pewna siebie. Nie wiem dlaczego tak się stało. Jestem zupełnie inna dziewczyną na co dzień. 

- Hope, lepiej stąd idźmy - wysyczała Brooke w moje ucho kiedy do mnie podbiegła.

- Nie chciałaś przypadkiem obejrzeć tego ostatniego wyścigu, co był tak dla ciebie ważny? - wyćwierkałam.

- Brooke, Brooke, Brooke, nie możesz odpędzić się od mojej osoby co? - usłyszałam zza siebie. Moim oczom ukazał się nieziemsko przystojny chłopak. Miał tak cudowne oczy, te pełne malinowe i wyglądające na tak miękkie usta. Boże, Hope! Przestań! - Jestem Justin - tak cudownie się uśmiechnął i podał mi dłoń.

- Hope - wyszeptałam i ją chwyciłam. 




Pierwszy rozdział jest krótki jednak kolejne będą dłuższe mogę wam to obiecać.
Mam do was prośbę. Zostawcie waszą opinię w komentarzu. Ale taką dłuższą, to naprawdę motywuje.
No to do następnego no i miłego dnia :)
Pozdrawiam :*

sobota, 11 kwietnia 2015

Prolog




W pewnym momencie możesz spotkać kogoś, kto będzie dla Ciebie doskonały, w najmniejszych molekułach zaprojektowany by być Twoim największym skarbem i źródłem radości. Ta osoba może albo całkowicie Cię uszczęśliwić, albo totalnie zmiażdżyć.


Co się dzieje, kiedy myślisz, że twoje życie jest już ułożone u Jego boku.
Jednak jeden moment, jedna chwila, jedna wiadomość wszystko zmienia.
Czujesz się okłamana, oszukana a co najgorsze zdradzona.
Dzień, który miał być najpiękniejszy w twoim życiu w jedną sekundę staję się najgorszy.
Czujesz się przegrana i niechciana.
Obiecałam, że zawsze przy nim będę, a on zrobił to samo.
Zaakceptowałam to co robił, nie chciałam go zmieniać.
Przeszkadzały mi jego wady, wybryki i momenty, które były dla nas trudne.
Jednak wciąż z nim byłam...

- Kocham cię, pamiętaj o tym - wyszeptał w jej usta. 
- Czemu to brzmi jak pożegnanie, Justin? 
- To nie jest pożegnanie. To jest początek czegoś pięknego - stanowczo wypowiedział te słowa po czym wpił się w jej pulchne różowe usta.

Teraz wszystko stało się jasne. To była prawda. To było pożegnanie.
Wszystko wyszło na jaw, a tego nie byłam w stanie mu wybaczyć.
Spojrzałam się w lustro naprzeciwko mnie. Łzy spływały po mojej twarzy rozmazując makijaż.
Biała suknia ślubna leżała na moim ciele idealnie. Pokręcone włosy ułożone w idealny kok.
Welon, który sięgał mi za łopatki dopełniał wszystko.
Czemu to tak się kończy? Czemu nasza wspólna historia dobiega końca? Czemu w ten sposób?

Podbiegłam do niego wtulając się w jego silne ramiona. Wygrał ten wyścig. Byłam z niego dumna.  
- Jesteś moim zwycięzcą - powiedziałam szczęśliwa lekko muskając jego usta. 
- Hope... Ja chciałbym - zaczął zdenerwowany wyciągając coś z kieszeni po czym uklęknął na jedno kolano. Zakryłam usta dłonią. Nie wierzyłam w to co się dzieję.  
- Justin - wyszeptałam zszokowana. 
- Hope Montgomery czy chcesz spędzić ze mną resztę życia i zostać moją żoną? - do moich oczu napłynęły łzy szczęścia. 
- Tak! Oczywiście, że tak! - wykrzyczałam i przytuliłam go najmocniej jak mogłam. Założył na mój palec pierścionek zaręczynowy. Spojrzałam na jego twarz, był tak samo szczęśliwy jak ja. Czułam się wtedy taka wyjątkowa. Wybrał mnie spośród tylu dziewczyn. Chciał, żebym to ja była tą jedyną, a ja chciałam, żeby on był ze mną już do końca. 
- Tak bardzo cię kocham, Hope - wykrzyczał, a wszyscy wokół zaczeli bić brawo. Złapał mnie w pasie i zaczął okręcać wokół. Byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi. Miałam przy sobie moją miłość. Chłopaka, który kochał mnie całym sercem i okazywał to kiedy tylko miał okazję.

Pociągnęłam za welon, kiedy wspomnienia zaczęły wędrować po mojej głowie.
- Tego już nie ma - szepnęłam w pustą przestrzeń wokół mnie. Zaczęłam rozrywać suknię, która już mi się nie przyda. Kochałam go w tym momencie tak samo bardzo jak go nienawidziłam. Skrzywdził mnie. Zrobił ze mnie idiotkę. Zdradził mnie przed naszym ślubem. Byłam głupia, wierząc mu, że jestem jego jedyną. Teraz mogę tylko zastanawiać się ile było tych dziewczyn. Ile było kobiet, z którymi sypiał. Ile razy mnie zdradził. Przecież mówił, że tak mnie kocha.


No i mamy początek. Zachęcam do komentowania jak i wejścia w zakładkę postacie.
No to do następnego :)